|
Komu baloniki, komu, bo idę do
domu
Pod koniec roku zgłaszają się do mnie osoby o wielkich, otwartych
sercach i przynoszą różne rzeczy dla moich podopiecznych z oddziału
neurologii dziecięcej w szpitalu im. Marciniaka przy ulicy Traugutta we
Wrocławiu. Dzisiaj rano kolega przywiózł mi dużo kolorowych balonów.
Skorzystałam więc z okazji, że dzisiaj - 17. 11 . 2005 r. szłam z Mamą już
czterdziesty drugi
raz do dzieci w ramach akcji
"PAJACYK"
i je wzięłam.
Oprócz nich miałam duże, zielone autko, piórnik z wyposażeniem, lalkę
"Barbie", parę maskotek i obrazki do malowania.
Przyznam się szczerze, że zmarzłam, bo nagle się ochłodziło, a na
domiar złego zapowiadają długą i ostrą zimę. Na szczęście śnieg jeszcze
nie pada i można jakoś chodzić po i tak nieciekawych, wrocławskich
chodnikach. Nie cierpię ulicy Traugutta, bo bez przerwy jadą po niej duże
samochody ciężarowe i hałasują. Akurat coś dla mnie. Jedyną pociechą
jest to, że zaraz spotkam się z dzieciakami i każdego czymś obdzielę.
Na miejscu jesteśmy po godzinie 13.00. Dzieci jedzą obiad i musimy
chwilkę poczekać. Ogrzałam się. Joasia psycholog jest zajęta - więc o
pomoc w rozdaniu skarbów proszę inne Panie. Dzieci jest mało po salach,
ale i tak się ucieszyły. Szczególną radość sprawił piórnik i samochód.
Maskotki też się podobały - jedna dziewczynka aż mnie objęła za szyję,
bo jeszcze dałam Jej baloniki. Po chwili inne dzieciaki zaczęły je sobie
odbijać na korytarzu i była świetna zabawa. Jakaś Mama poczęstowała
mnie dobrym sokiem.
Każdy taki gest utwierdza mnie zawsze w przekonaniu, że są
jeszcze dobrzy i życzliwi ludzie na świecie i naprawdę warto ich szukać.
- Kasia -
Wrocław, dn. 17 listopada 2005 rok.
|
|