"Nawarzyłaś sobie piwa - musisz je teraz wypić"Takie słowa usłyszałam dwa tygodnie temu od Joasi psycholog w związku z moim wózkiem. Jego szybkie przyznanie tak mnie zaskoczyło, że jeszcze przecieram oczy, bo nie wierzę czy to jawa czy sen? Jak zwykle przy zetknięciu się z czymś nowym zaczęły mnie ogarniać wątpliwości. Czy dam sobie radę w czasie jazdy? Musiałam pokonać swój strach , bo już dwa razy nim jechałam i jestem z siebie dumna. Jednym słowem "wypijam nawarzone przez siebie piwo" i nawet mi to wychodzi, bo pragnienie bycia samodzielną jest ponad wszystko. Nie potrafię opisać jakie to jest wspaniałe uczucie móc samej się poruszać i "dojść" do stojącej obok osoby, co wypróbowałam już w kościele. Tak więc "PAJACYK" został zmotoryzowany i się usamodzielnia. Na oddział neurologii dziecięcej w szpitalu im. Marciniaka przy ulicy Traugutta we Wrocławiu 13. 11. 2008 roku przyszłam jeszcze starym wózkiem, bo Mamie jest wygodniej z tobołkami, których się znowu nazbierało. Jest to trzydziesty pierwszy raz jak idziemy do dzieciaków. Pogoda jak na listopad była piękna. Słońce świeciło co dawało uczucie ciepła. Myślałam, że dzisiaj porozmawiam sobie z Joasią psycholog, ale zadzwoniła rano z wiadomością o swojej chorobie i ma zwolnienie. Trudno - ktoś nam tam pomoże. Cieszę się, że mnie o tym zawiadomiła, gdyż świadczy to o tym, iż Jej na mnie zależy. Tuż przed wejściem do szpitala spotkałam uśmiechniętego Pana kierownika od remontu oddziału. Zanim podali obiad poobserwowałam sobie bawiące się na korytarzu dzieci i zamieniłam kilka słów z Iwoną która jeszcze nie wyszła do domu. Coś długo trwają Jej badania. Z innych sal wyglądają chłopcy i są ciekawi co przyniosłam? Oczekiwanie jest zawsze najgorsze, dlatego też jak znikły ostatnie talerze - wyjmujemy nasze skarby oraz słodycze. Wczoraj mi koleżanka przyniosła smaczne, kruche ciastka. Miały one powodzenie. Zabawki też się szybko rozeszły, bo kto pogardzi dużym samochodem z przyczepą? Widziałam, że chłopczykowi aż się "oczy zaświeciły". Woził sobie w nim misia. Do tego wszystkiego rozdałam balony, które zaraz zaczęły fruwać po oddziale. Po spełnieniu miłego obowiązku, weszłam z Mamą na chwilę do gabinetu tonącej w papierkach Doktor Ujmy i chwalę się jazdą nowym wózkiem. Ucieszyła się, tak na mnie popatrzyła i powiedziała trzy proste słowa: "bardzo Cię lubię ". Niby nic, a tak wiele! Dała mi też parę serdecznych rad co do postępowania z ludźmi i wróciła do pracy. I właśnie to cenię sobie w Niej najbardziej: nigdy mnie nie zbywa jednym słowem, a jak już naprawdę nie ma czasu, to przynajmniej przechodząc - pogłaszcze moje odrastające włoski. Nie będę tu ukrywać, ale bardzo dużo Jej zawdzięczam i oby takich ludzi było jak najwięcej! - Kasia - Wrocław, dn. 13 listopada 2008 rok. |